Moja Przyjaciółko Bez Imienia. Usłyszałam niedawno pytanie. Nurtuje mnie i drażni do szpiku kości! Że nurtuje, to naturalne w mojej sytuacji. Dwanaście lat już minęło od mojej przeprowadzki do Szwecji.
Ale, że drażni? Myślałam, że mnie już nic nie będzie w życiu drażnić! Ale posłuchaj sama:
Kim jest Polka, gdy jest bez granic?
No i zaczyna się! Serce wali! A słowa jak z karabinu maszynowego!
Bo pytanie brzmi raczej: Kim jest kobieta, wyrwana z kontekstu?!
Kim jest kim stanie się kobieta, która odruchowo próbuje przenieść "funkcje" przypisane swojej płci w matriarchalnym społeczeństwie, do społeczeństwa równouprawnionego.
Powiem Ci, kim! Kim ja się stałam...
Powiem Ci, jak...
Dzień 1
Euforia. Wolność. Fascynacja.
Dzień 4
Tęsknota. Samotność. Poczucie, że życie, to jedyne, jakie znałaś, dzieje się gdzie indziej, że Cię omija.
Dzień 9
Zaczynasz wydeptywać własne ścieżki, zaczynasz rozpoznawać rytm nowego miejsca, zwyczaje. Głowisz się, jak nałożyć na tę nową rzeczywistość wzięte z Ojczyzny szablony. Ostrożnie zawinięte w bibułkę i włożone między kartki Pisma Świętego, które dała Ci Mama, albo Babcia, na drogę...
Dzień 17
Znajdujesz ludzi, którzy zdumieni Twoją troską, chęcią udzielania pomocy, opieki -to się w rzeczywistości nazywa nadopiekuńczość!, wiesz o tym chyba! - robią Ci niedźwiedzią przysługę i dają się sobą opiekować. Nie ma im się co dziwić...
Dzień 91
Jesteś w skowronkach, uczysz się języka, poznajesz ludzi, zdobywasz nowe kwalifikacje, wreszcie pracę, którą możesz się pochwalić, dzwoniąc do domu.
Dzień 237
Śmiejesz się z tubylców, którzy w pracy robią przerwy na kawę co dwie godziny, którzy "spieszą się powoli", którzy biorą latem sześciotygodniowy urlop i spędzają go, majsterkując w swoim letniaku i kąpiąc się w jeziorach z dziećmi.
<podzial_strony>
Dzień 479Zaczynasz coraz bardziej przypominać własną matkę, utyskującą na niewdzięczność domowników, na obojętność, na brak zaangażowania we wspólne sprawy. Sprawy domu, Twoje sprawy. Bo Ty zamieniłaś swoją wolność, swoją autonomię, swoje zainteresowania na sprawy rodzinne.Bo wyniosłaś z domu przeświadczenie, że tylko wtedy, kiedy jesteś potrzebna, niezbędna, kiedy spełniasz jakąś funkcję wobec innych, wtedy masz wymierną wartość dla swojego otoczenia. I rację bytu.Dzień 1074 albo 2964, zależy, ile potrafisz się karmić wymysłami o swojej niezbędności...Budzisz się rano, wypalona. Rozdałaś wszystko, co miałaś. Jesteś bezwładna, nieporadna, zrozpaczona, zdziwiona!Masz szczęście, jeśli nie jesteś w depresji.Której i tak pewnie w końcu dostajesz, uświadamiając sobie, że według własnej skali wartości jesteś NIKIM. Bo nic już nie możesz. Bo nie produkujesz.Jeśli masz szczęście, takie, jak ja miałam, jesteś w kraju, który zna takie przypadki. W kraju, w którym są działające procedury, są miejsca, gdzie się rzeczywiście pomaga ludziom natychmiast. W kraju, w którym nie chrupie się psychotropów jak tic-taców, tylko pracuje nad zmianą sposobu myślenia. A słowo psycholog nie sprawia, że towarzystwo zaczyna patrzeć sobie na buty.A i tak przez pierwsze miesiące wstydzisz się swojej diagnozy. Unikasz sąsiadów, którzy, widząc Cię w domu w środku dnia, pytają, czy masz wolne.Długo wstydzisz się zadzwonić do domu i opowiedzieć, co Ci się przytrafiło.Po wielu miesiącach terapii, pracy nad sobą, przewartościowywania wszystkiego, co do tej pory wiedziałaś o dorosłym życiu i o swoim miejscu w społeczeństwie Po wielu miesiącach przymusowego odpoczynku Przymusowego, bo Ty nie wiesz, jak się odpoczywa, i że w ogóle trzeba! Ty musisz się od nowa uczyć tego, że to jest WAŻNE! Ważniejsze niż wyprasowane mankiety!Po wielu miesiącach zdajesz sobie sprawę, że to wypalenie, ta diagnoza, to jest najlepsze, co Ci się w życiu przytrafiło. To jest to, co Ci to życie URATOWAŁO!Więc starasz się o tym mówić. Wiesz już, że nie ma się czego wstydzić, podejmujesz temat z bliskimi Ci kobietami. Siostrami, przyjaciółkami, znajomymi. Jeśli w ogóle mają czas Cię wysłuchać, bo są tak po uszy zapracowane w tej Polsce.Boli Cię serce, kiedy widzisz, że one też, nadal, ciągle przejeżdżają same po sobie jak walcem. Dzień w dzień.Z przerażeniem uświadamiasz sobie, że byłaś dokładnie taka sama, dopóki nie zmierzyłaś tych swoich polskich standardów z obcymi.Żal Ci, bo wiesz, że ONE opamiętają się tak, jak Ty, dopiero, kiedy będą balansować na krawędzi. Jeśli będą miały aż tyle szczęście!I stoisz w końcu, jak ten pajac, wyciągający bukiety kwiatów z połów surduta. Z całą tą wiedzą, której nie ma jak, nie ma gdzie skanalizować!Rozumiesz więc chyba, moja Przyjaciółko Bez Imienia, dlaczego tak mnie to pytanie drażni. Bo trzeba odpowiedzieć! Bo trzeba zająć stanowisko! A ja nie wiem, czy sprostam wyzwaniu!Staram się tak, jak potrafię, dzielić tym, co przeżyłam w moich postach, bo w końcu założyłambloga! Próbuję wkradać się w podświadomość Kobiet, Rodaczek, Sióstr moich Polek, na odległość.Staram się pokazywać, bezwstydnie!, brzydką stronę wypalenia. Moją słabość, przeplataną moją nową, wielką siłą. Myślisz, że to coś da? /Zebra
Maryla
25 november 2014 11:59
bardzo obrazowo swoje przeżycia ujęłaś i bardzo ci za to dziekuje. Bo ty i twoje przeżycia to rownież ja.
zielona natka
29 november 2014 06:27
o wiele mocniejszy jest Twoj list w pelnej wersji. ale wersja przeredagowana przez WO tez mi dala porzadnego prztyczka w nos-za co bardzo dziekuje
Kasia
1 december 2014 16:19
Bardzo proszę!
Przyjemnosć po mojej stronie :)
Pozwolę sobie prztykać jeszcze nie raz!
BTW: Mnie też pełna wersja bardziej się "podoba"!
Pzdr. K
Kasia
1 december 2014 16:13
Dziękuję bardzo!
Ja tak właśnie uważam. Staram się ludziom pokazywać, że nikt od odrobiny bezwstydności jeszcze nie pękł ani się nie zapadł pod ziemię :)
Uściski!