Nie wiem, jak to się stało, że w weekend nie powstał żaden tekst.
Powodem może być ciagnące się od świąt porządne przeziębienie, które uziemiło mnie w łóżku na więcej dni niż to przyzwoite.
Kiedy tylko odzyskałam siły (jak mi się wydawało!) znaleźliśmy się w letniaku.
Było pieczenie pizzy. Z pomocą na szczęście, więc przeżyłam.
Uniesienia w rejonach podniebienia potrafią wiele wynagrodzić.
A Dziecko lat 6 potrafi wyrobić ciasto drożdzowe lepiej niż niejeden robot kuchenny. I jest bez prądu.
Zupełnie bezwiednie (kłamię!) znalazłam się w sklepie ogrodniczym.
Wreszcie udało mi się (z wielką pomocą barów brodatego Vikinga, czyt. Męża!) doprowadzić do końca projekt przekształcania wielkiej, nieporęcznej sterty złomu w coś potencjalnie pięknego:
Odkąd uznałam, że na projekt przekształcania mego oblicza w coś potencjalnie pięknego jest już za późno, próbuję usilnie wywołać przynajmniej efekt podniesionych brwi.
Myślę, że sobotni nabytek, który prezentuję poniżej bezwzględnie mi w tym pomoże. Wełna, ręczna robota, całe 20 koron na pchlim targu:
I na koniec, najmilsze wspomnienie całego weekendu, które będę przywoławać w myślach cały tydzień:
Ciepło słońca, tego na niebie, i mój najmilszy Promyk Słońca zaabsorbowany naturą, piaskiem, wodą, własną wyobraźnią.
Mam nadzieję, że i Wy mieliście ciekawy weekend :)
Love and peace within!
Maryla
13 april 2015 19:24
Jag wypowiedziałam wojnę mleczom w ogródku. Lubię wszystko co żywe i zielone ale mlecze nie dają sie lubić. Rozmnażają sie w błyskawicznym tempie, zagłuszają bez pardonu wszystko co wejdzie im w drogę. Nie wiem czy wygram, po 3-godzinnym poruszaniu sie na kolanach ledwo wyprostowalam kręgosłup. Cdn. ☀️☀️
Kasia
14 april 2015 08:59
Z mleczy można piękne wianki pleść. Może są takie expansywne, bo czują się zagrożone. Jak byś do nich mówiła "a rośnijcie sobie" to by wyluzowały?
Albo jakby Russin nauczyć jeść mlecze, to by Ci pomogła chodząc do ogrodu na sałatkę ;)
Oj, chyba jeszcze się nie dobudziłam. Bez kawy się dziś nie obędzie ;)
Mango
14 april 2015 11:16
Tyle sily, kreatywnosci i pracowitosci wykazalas w tych dniach, ze wielu byloby dumnych gdyby tak przepracowali dni wolne. Jestem pelna podziwu dla talentow, checi i pracowitosci najmlodszego! Bez pracy nie ma kolaczy jak mowia, ale wzor idzie od gory. Gratuluje ! Juz widze ten pieknie kwitnacy talerz botaniczny, zdobiacy moze wjazd w drozke lesna. Lody puscily, tafla jeziora blyszczaca w promieniach slonca, wiatru troche , moze jeszcze chwilami chlodno ale przyroda, a z nia my istoty ludzkie, budza sie na nowo do zycia. Wykorzystac kazdy taki piekny moment to madrosc zyciowa , to chec byca razem z natura, to najlepsze zrodlo energii, odnowy. Z kazda wizyta tam silniejsza, bardziej wypoczeta, wewnetrznie spelniona. To jest to o czym wielu marzy aby miec jakies miejsce swoja odskocznie od codziennego trybu. Miec ten przywilej i dzielic to z kims bliskim, to chyba prawdziwe szczescie !
PS- wiem jaki bedzie moj plan na weekend. Serdecznie posdrawiam :)
Kasia
17 april 2015 14:23
Inspiracja to mój ukryty plan :)
Muszę powiedzieć, że ten pracowity i miły weekend przypłaciłam nawrotem choroby. Tym razem będzie głownie książka, kocyk i herbatka przy kominku.
Jestem ciekawa, czy rośliny przetrzymały wichury, gradobicia i ulewy tego tygodnia. A donica (talerz botaniczny!!!:)))) stoi przy wjeździe na naszą posesję.
Dobrej pogody (tej na zewnątrz i tej w duchu!) i miłego weekendu :)
Maryla
14 april 2015 14:19
Kasiu, mozna plesc wianki i wiazac w bukiety i pozwolic im byc. Ale inne rosliny? Dobrze byloby miec kroliki :)
Kasia
17 april 2015 14:17
U mnie na wsi biega ich cała masa i ogryza nam jabłonki. Załatw klatkę i przyjeżdzaj! :)
Anna German
14 april 2015 21:43
Przyjacielu,
Nie mogę się na Ciebie napatrzyć w tej Kapelutko-Uszatce! Po prostu cudo!
Kasia
17 april 2015 14:15
Hihi!
Wreszcie Ty!
Dzięki!
Wiesz, wczoraj rzucałam rzeczami... (nietłukącymi się! ;))))), co za ulga!
A czapusia wymiata, tylko chyba te diabelskie rogi odpruję. Co sądzisz?
:-*