Inlägg publicerade under kategorin Po Polsku

Av Kasia - 16 oktober 2015 14:27

Nie mogę wyjść z podziwu dla tej cudownej złocistej pogody do jakiej mamy teraz szczęści.

Porannego, "chrupiącego", jak to sie tutaj czasem mówi, powietrza.

Mgieł.

Jag kan inte sluta förundras över det vackra, gyllene vädret som vi bjuds på.

Över den krispiga morgonluften.

Dimman.

 

Światła i błękitu jesiennego nieba.

Kolorów listowia. Niby już niepotrzebne, zużyte, przeterminowane, a nadal takie piękne.

Ljuset och klarheten.

De vackra löven. Hur kan något, som är överblivet, gammalt och förbrukat vara så vackert?

  

Dla łaskawości natury, którą traktujemy, jakby nam się należało.

Ale we wdzięczności jesteśmy cholernie powściągliwi.


Lecz niech tylko zacznie padać!


Jag kan inte sluta förundras över allt det som vi får, som om vi på något sätt förtjänat det. 

Trots det tycker jag att vi är i överlag ganska fåordiga när det kommer till att uttrycka sin tacksamhet.

 

Men vänta bara tills det börjat regna!


Mmmm... wtedy, zamiast obrzucać błotem pogodę i się nad sobą użalać można przecież się pocieszyć...

Tak:

Jo! Då kan man ju istället för att klaga på höstvädret förgylla tillvaron med en sådan:

 

Lub tak:

Eller en sådan:

 

A jak przymrozi to nawet tak:

Och när det blir lite mer kyligt kan man äntligen börja med:

 

Bądźmy bardziej wdzięczni za to, co dostajemy.

Za rzeczy małe.

Za to, co jest.

Bo co by było, gdyby i to nam życie odebrało?

W tym "interesie" nie ma gwarancji.

Wszystko jest bonusem. Tak sobie dziś myślę i się uśmiecham. Bo czeka mnie miły weekend. Spotkam przyjaciół.


Jestem wdzięczna na wyrost, ot co!

I życzę Państwu znośnego weekendu.   


Det förändrar så mycket inom oss när vi är tacksamma för allt vi får.

För dem små sakerna.

För det, som vi redan har.

Tänk, om livet krävde oss på det?

Här finns det inga garantier. Det har de flesta av oss fått smaka på redan på ett eller annat sätt.

ALLT är en bonus. Jag ler när jag tänker på det idag. Och jag ser fram emot en finfin helg. Jag ska träffa vänner.

 

Jo. Jag är tacksam i förskott!

Och jag önskar er alla en behaglig helg!   

Av Kasia - 14 oktober 2015 11:45

Gdy się porządnie skoncentruję, to pamiętam jeszcze, jak to było.


O 6.30 rano, w pełnym rynsztunku, z twarzą schowaną za bojowym malunkiem, za wydmuchanym niezdarnie włosem i chmurą perfum, w zsuwających się z tyłka cielistych rajstopach siadać w ciemności na brzegu łóżka Małego Przedszkolaka. Unosić się przez krótką chwilę na fali bezgranicznej miłości, by niemal natychmiast opaść na zamulone dno obawy... czy przetrwam ten poranek? Czy uda mi się po raz kolejny wymanewrować ten rozklekotany wehikuł przez wyjściowe drzwi?

Pamiętam panikę i rosnący puls gdy budzący się Malec był niedospany, niezadowolony. Pamiętam spływający cienką stróżką pod biurową bluzką pot. Pamietam napięcie i bezradność. Pamiętam jakiś tam plan, który miałam w głowie, a którego świat nijak nie chciał się trzymać. A bez tego planu ja nie wiedziałam, co robić. Jak przetrwać zwykły poranek.

Pamiętam, jak chciało mi się czasem płakać. Czasem wyć. Czasem krzyczeć i kopać. I kąsać.

Słowem, spojrzeniem, czasem w myślach nawet czynem...


Tak, jak przez mgłę pamiętam, jak to jest być na granicy wytrzymałości psychicznej.

Jak to jest wychodzić z siebie, bo wszyscy dookoła są tak potwornie głupi(!) i oporni. Bo nie wiedzą, że to ja wiem, co jest dla nich najlepsze. Bo nie grają roli w moim idealnym planie...

Bo się ociągają, opóźniają, nie trzymają się grafiku...


Pamiętam potrzebę kontroli. Dziś powiem  i l u z j ę  kontroli, jakiej potrzebowałam, żeby przeżyć.


Starając się przeżyć, przetrwać, przetrzymać doprowadziłam się nad krawędź przepaści.

Śmieszne, prawda?

Im bardziej człowiek stara się przetrwać tym bardziej umiera od środka.

 

Dziś, trzy lata (prawie co do dnia!) po tym, jak stanęłam nad przepaścią i na moje szczęście zamiast skoczyć rozpadłam się na kawałki... jestem posklejana. I wypełniam dziury.


Nie obca mi jest walka. Lecz inna.

Codzienna, żmudna praca. Dopasowywanie kawałków. Kasacja tego, co mnie tak głęboko unieszczęśliwiało. A ja nie rozumiałam, że sabotuję własne szczęście, że igram z sensem i bezsensem istnienia.

Znajdowanie części zamiennych...

 

Zmiany na poziomie molekularnym się to chyba nazywa.

Bo ciało pamięta, jak reagować na utratę kontroli. Jak się skurczyć.

Zmiana, odnowa, przeflancowanie tej pamięci organicznej zajmuje lata.


Ale to DZIAŁA! I jest tak cholernie warto!!!


To tyle.   

Av Kasia - 13 oktober 2015 14:08

Coś mi mówi, że ta jesień wcale nie będzie ponura...

Av Kasia - 11 oktober 2015 09:28

Czyli s o k  s a m o l u b a !


Pamiętam, kiedy w latach dzieninnych moich niejaki kabaret OTTO śpiewał piosenkę o dźwięcznie brzmiących słowach: Obywatelu, zrób sobie dobrze sam...  Było skocznie i radośnie więc i ja śpiewałam, przebierając lalki barbie.

Do czasu. Aż głos oburzony matczyny zabronił. Nie tłumacząc co takiego strasznego jest w dbaniu o swoje własne dobro... (przecież podtekstu erotycznego dziecko nie rozumiało!)

Niemniej dziecko się nauczyło, że samemu dbać o siebie nie należy. Należy za to uprawiać cierpiętnictwo do tego stopnia, aż ktoś wreszcie zauważy naszą mękę i może zajmie się nami troszkę, takimi steranymi i nieszczęśiwymi. Poklepie po główce, pochwali. I da nam przyzwolenie na chwilę samo-opieki.
(Tutaj znajdziesz serię tekstów o samoochronie: jak odzyskać czas? jak dać sobie prawo? jak uczyć?)


Bo wyrzuty sumienia przy TRACENIU CZASU NA SIEBIE są straszne. Nie prawda?

Mówienie NIE innym, żeby wygospodarować czas na siebie boliiii, oj, boli. Gniecie jak za małe buty. Uwiera jak za ciasne spodnie. Jest do D.


Ale tylko chwilowo! Po tych największych mękach przychodzi ULGA :) Przyrzekam. Człowiek sie przyzwyczaja :)

W strefie Zebry trening w tym kierunku trwa już od trzech lat.


Wczoraj na przykład moja Ukochana Rodzina była na wsi a ja delektowałam się cudowną, chwilową pojedynczością i ciszą w domu. Czułam sie jak królowa mówienia NIE i mistrzyni proszenia o to, co mi robi dobrze!


Aż tu nagle, bez ostrzeżenia... złapałam się w pułapkę i zawisłam do góry nogami.... nad sokowirówką! 


Jak? Bo zadrżała mi ręka nad koszem z owocami: grapefruit to przecież ulubiony owoc Ukochanego, a ananas to rarytas Synka! Jak mogę samolubnie połknąć wszystko sama?

Zabolało, zakłuło, zapiekło...


I przeszło!

 

...I było pyszne!


Próbujmy smaku selfish juice. To inwestycja w lepszą/-ego siebie!


Miłej niedzieli!   

Av Kasia - 23 september 2015 16:14

No i przyszła jesień.

Może ktoś liczył, że tym razem nam sie upiecze, ale w tej strefie klimatycznej nie ma cudów.

 

Jesieni się człowiek jakoś tak obawia.

Że siąpić będzie, że wilgotno. Że ciemno i że bezruch. Że przekwit i koniec.


A zaglądał ktoś pod ściółkę leśną jesienną? Pod sterty igieł i gnijących liści. A grzyby kto zbierał?

 

Jesień to też życie, tylko że inne. Bardziej PRZY ZIEMI, pod dachem, pochylone nad świecą czy lampą.


Światło jest najpiękniesze, kiedy nie jest oczywiste, odrynarnie wszechobecne.


Ja się nie martwię brakiem słońca. Zamiast tego sama szukam i zapalam swoje światło jesienne. To przytłumione, to bursze. To mniej kochane dziecko roku.


W takim burszym świetle lepiej się myśli. Lepiej zatrzymuje. Zastyga w bezruchu.


W jesiennym mroku można się schować, wycofać, zadumać.

 

Jak co roku wrzesień przynosi mi taką chwilę. Rok temu była to samotna 30-kilometrowa wędrówka (relacje tutaj i tutaj).

Jutro jadę na 4-dniowy retreat medytacyjny. Mało tego. Medytację będę też ćwiczyć w roli vego-kucharza.


Warto jest się schować przed światem, tak jesiennie, tak podsumowująco.

Zatrzymać się. Przemyśleć sobie tę jasną część roku. Nabrać sił i kierunku na tę porę chłodną i ciemną, która przed nami. Nadać jej sens.


Tak myślę.   

Av Kasia - 21 september 2015 20:24

Mam dzisiaj szczęście.


W tej samej chwili, kiedy pędziłam z zawrotną prędkością na dno rozpaczy i niepokoju rodzicielskiego, dosłownie wtedy, kiedy już zaczeła mnie opuszczać nadzieja, przeczytałam poniższe słowa:


"Ludzie, którzy posiadają umiejętność odbijania się od dna i wychodzenia na prostą po dużych życiowych wyzwaniach, to tacy, którzy:

  • są pomysłowi i nastawieni na rozwiązywanie problemów
  • potrafią poprosić o pomoc
  • wierzą, że są w mocy zrobienia czegoś, co pomoże im poczuć się lepiej i poradzić sobie z problemem
  • mają siatke pomocy socjalnej
  • nie są odosobnieni, mają rodzinę i przyjaciół." Brene Brown, Dar bycia nieidealnym.

Bardzo się staram wierzyć, że te wszystkie punkty dotyczą mnie. Zwłaszcza ten środkowy, wytłuszczony.

Po co bym w przeciwnym razie właśnie dziś się na nie natknęła?


  

Uratowały mnie przed upadkiem, ba! może nawet ROZpadkiem a cały miły Wszechświat przed takim widokiem: Zerbazpowyłamywanyminogami!


Jutro pewnie będzie nowy dzień. Kolejna szansa na to, że coś pierdyknie, ale dopóki trwamy..., dopóty jest nadzieja.


Trwajmy!

Taki mam plan!   



Av Kasia - 18 september 2015 15:00

Najważniejsze, to mieć otwarty umysł.

I pielęgnować w sobie dziecko.

Niegłupie jest też pomaganie innym. Podobno dobrze nam to ludziom robi na głowę.


Klub Polki na Obczyźnie, do którego z dumą należę, pomaga człowiekowi, który ma marzenie.

Zbyszek Stanisławski, rysownik i współtwórca postaci niezapomnianych Bolka i Lolka pracuje nad nowym projektem zwanym Kraina Wyobaźni. W Krainie tej powstały dwie fantastyczne (dosłownie i nie tylko!) postaci: Smutek i Plotkara.

Magda Fou, założycielka Klubu Polki, własnoręcznie je uszydełkowała i wysłała w świat do rozsianych po wszystkich kontynentach Polek.

Tak oto powstała akcja Smutek z Plotkarą Polki odwiedzają (pod linkiem znajdziesz program podróży laleczek).


Te śliczne stworzenia zawędrowały w sierpniu i do mnie po wizycie u Aleksandry w Malmö 

Wymęczone, w środku lata, więc wielkodusznie dałam im najpierw porządnie odpocząć.

Mimo zmęczenia ciągle coś mówiły, a ja skrupulatnie, ukradkiem wszystko notowałam.

Pojechaliśmy na naszą tak zwaną wieś, czyli do letniaka nad jeziorem Mälaren, trzecim co do wielkości jeziorem w Szwecji.


-I to ma być Północ Europy? Tu zimno przecież ma być! Plociu, coś mi się tu nie zgadza! Weź no kochana rozwiąż mi ten szaliczek!

-Nie jęcz misiu. Powachluję Cię skrzydełkami i zaraz będziesz jak nowy!



-Tylko, że ona nas chyba nie ma zamiaru puścić, kochanieńka.

-Co ty powiesz! Ty przynajmniej jesteś pionowo!


 

 

-Uff, tutaj odpocznę! ...zaraz, zaraz, a gdzie ty się gramolisz!? Ty mucho ty!

-Mmmmm... To mi się podoba. Smutku, nie gorączkuj się tak, bo aż mi głowa podskakuje.

-Mam nadzieję, że ona wie, że my się nie możemy kąpać...

 

Nad Mälaren, niedaleko nas leży również bardzo bliskie mojemu sercu, malownicze, maleńkie miasteczko Mariefred. Podróz ze Sztokholmu tutaj zajmuje tyle samo czasu lądem, co łodzią. Koło godzinki.

 

Dla komfortu szanownych Gości, jak również z powodu zakazu kąpieli, dojechaliśmy do Mariefred autem.

 

-Chwileczkę, chwileczkę! Nie pchaj się tak Plotkaro! Zdążysz się przejrzeć w lusterku po mnie!

-Przepuść mnie Smutny, bo mi coś do oka wpadło! Owad jakiś chyba!

 

Na miejscu Smutek i Plotkara chcieli koniecznie wejść do wagonów z prawdziwą ciuchcią:

    

 

-Co ona mówi? Że tu jest zakaz plucia na podłogę? A ja tylko gumę pod siedzeniem dyskretnie przykleiłem...

-Jestem z ciebie dumna Smutku, naprawdę!

 

Potem poszliśmy na zamek Gripsholm. W 1566 Katarzyna Jagiellonka urodziła własnie tutaj Zygmunta Wazę, naszego poźniejszego króla.



-Mam nadzieję, że nie jesteśmy tutaj z politycznych powodów, Smutku.

-Oby! W końcu my jesteśmy neutralni!

-Tak. Pamiętasz, ile było szumu o kolejność naszych imion?

Przez tę polityczną poprawność moje imię jest na końcu.

- Mi tam nie robi różnicy, dla mnie możesz być pierwsza, Plotkaro.

Co to za różnica, czy będzie SiP czy PiS...?

 

  


-Mucho, trzymaj mnie za rękę bo coś czuję, że będziemy fruwać!

-Oby, Smuteczku, oby. Wreszcei będziesz mógł podziwiać świat z mojej perspektywy!
Oddychaj i tylko trzymaj ten swój kapelusz!


 


-Pięniążki! Mucho! To jest środek płatniczy wśród ludzi! Tak jak u nas miodek!

-Widzisz! Jednak nie jesteś jednak taki głupiutki! Misiu! Masz jeszcze miejsce w plecaku? 


  


-Skoczyć, czy nie skoczyć? Jednak to woda jest. Głęboko...

-To popatrzmy może tylko Smuteczku...

-Racja. Pieniądze podobo szczęścia nie dają. Słyszałaś coś o tym?

-Yhm, dopiero zakupy....


 


-Nooo! To jest życie! Plotkaro, o tym to mi się marzyło! Prywatny tragaż!

-Nie ciesz się za bardzo, on jakiś mały jest, wątły. Poza tym przygniótł mi skrzydełka!

Halo! Czy nikt nie widzi? Ten mały się nie zna na noszeniu much!


 


-Ech, róże już przekwitły. Szkoda.

-No szkoda, myślałam, że z Mają się spotkam na filiżankę świeżej rosy...

-Wiesz, Maję to ty teraz lepiej zostaw w spokoju Plotkaro, daj jej w spokoju robić już ten miód...


 


-Mmmm. Lawenda! Mucho! Moja ulubiona roślina. Mam taki kolor jak ona!

-No nie przesadzajmy Smutku, ty to jesteś siny, bo sobie za mocno ten szaliczek zaciskasz i tyle!


 


-Mucho, ty wiesz, złośliwa jesteś jak osa czasami ale cieszę się, że razem się tak po tym świecie włóczymy...


  


-Cicho Smutku, ja słucham!

-Ale cóż ona opowiada! To są litery? Runiczne? Chyba raczej tragiczne. Przecież ja widzę, że to jest wąż! Jakiś dzieciak namazał i tyle!



-Ja tu zostaję Mucho!

-(Nie obiecuj Misiu...)


 


- Tak patrzeę i się zastanawiam... Czy to znaczy, że na starość Szwedzi głupieją?

-Może dziczeją?

-A może po prostu dobrze się bawią!


 


-Wreszcie trochę spokoju...

 



Całą trasę podróży Smutka i Plotkary można śledzić na fejsbukowej stronie ich podróży


p.s Wielkie podziękowania dla mojej Mamy, która pomogła mi w fotografowaniu SiP :-*

 

Av Kasia - 15 september 2015 10:04

Spostrzeżenie sprzed kilku dni: moje domowe placki ziemniaczane w godzinę zdobywają na fejsbuku więcej uwagi niż potencjalnie ratujące życie słowa o zapobieganiu samobójstwom zdołały zdobyć przez kilka dni.

Mam nadzieję, że to dlatego, że głupio tak lajkować posty, które traktują o śmierci.

I to tym bardziej takiej tragicznej.


Może być też tak, że ma się pewien wypracowany profil. Kto do cholery chce być kojarzony z gadaniem o samobójcach skoro na codzień sie pisze o kulinariach, pięknych podróżach, cudownych miejscach, modzie czy kulturze.

(Tak, do Was mówię, blogerzy, którzy macie dostęp do słowa, do szerokiej publiczności, a mimo wszystko nie korzystacie z tego przywileju dla zrobienia czegoś większego dla drugiego człowieka.)


Czyż nie jest tak, że wasi potencjalni odbiorcy muszą jednak być PRZY ŻYCIU, by móc się delektować całym pięknem tego świata?


800.000 ludzi odbiera sobie życie każdego roku. 1 osoba co 40 sekund. Czy da sie temu zapobiec?


Milczenie i udawanie, że problemu nie ma nie jest rozwiązaniem.


10 września, w dzień zapobiegania śmierciom samobójczym, byłam na konferencji poświęconej temu tematowi. W kolejce do kawy zapytała mnie Pani Danuta Wasserman, szef Sztokholmskiego Instytutu Prewencji Samobójczej, gdzie pracuję.

Tak sobie dziś myśle… Czy to ma jakiekolwiek znaczenie właściwie. Czy nie wystarczy, że  ja tylko najbardziej na świecie chcę, żeby ludzie przestali odbierać sobie życie. Żeby mogli się delektować tą modą, kuchnią, kulturą, naturą, jaką mamy na wyciągnięcie dłoni.


Rzeczy, które DA SIĘ zrobić by zapobiegać samobójstwom:

  • zmniejszenie dostępność metod 
  • spowolnienie biegu zdarzeń = danie drugiej szansy
  • słuchanie z empatią
  • zaalarmowanie policji lub 112

Na koniec:

Nie mów nigdy, że ktoś zdecydował odebrać sobie życie. Po tamtej stronie puszczają wszystkie hamulce i jest tylko czarna dziura. Tam nie ma wyborów… Pirjo Stråle,  z organizacji SPES która m.in wspiera rodziny samobójców.


Tak oto kończę mój mały cykl w tym tak niewygodnym temacie. Można odetchnąć z ulgą.

Pozostałe wpisy w temacie to Trzeba być cholernie silnym aby sie zdobyć na słabość! i ciężko i ponuro... wcale być nie musi!

Niech żyje człowieczeństwo!   

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Ovido - Quiz & Flashcards