Inlägg publicerade under kategorin Po Polsku

Av Kasia - 13 april 2015 15:49

Nie wiem, jak to się stało, że w weekend nie powstał żaden tekst.

Powodem może być ciagnące się od świąt porządne przeziębienie, które uziemiło mnie w łóżku na więcej dni niż to przyzwoite.

Kiedy tylko odzyskałam siły (jak mi się wydawało!) znaleźliśmy się w letniaku.

Było pieczenie pizzy. Z pomocą na szczęście, więc przeżyłam.

Uniesienia w rejonach podniebienia potrafią wiele wynagrodzić.

A Dziecko lat 6 potrafi wyrobić ciasto drożdzowe lepiej niż niejeden robot kuchenny. I jest bez prądu.

 

Zupełnie bezwiednie (kłamię!) znalazłam się w sklepie ogrodniczym.

Wreszcie udało mi się (z wielką pomocą barów brodatego Vikinga, czyt. Męża!) doprowadzić do końca projekt przekształcania wielkiej, nieporęcznej sterty złomu w coś potencjalnie pięknego:

 

Odkąd uznałam,  że na projekt przekształcania mego oblicza w coś potencjalnie pięknego jest już za późno, próbuję usilnie wywołać przynajmniej efekt podniesionych brwi.

Myślę, że sobotni nabytek, który prezentuję poniżej bezwzględnie mi w tym pomoże. Wełna, ręczna robota, całe 20 koron na pchlim targu:

 

I na koniec, najmilsze wspomnienie całego weekendu, które będę przywoławać w myślach cały tydzień:

Ciepło słońca, tego na niebie, i mój najmilszy Promyk Słońca zaabsorbowany naturą, piaskiem, wodą, własną wyobraźnią.

 


Mam nadzieję, że i Wy mieliście ciekawy weekend :)


Love and peace within!   

Av Kasia - 8 april 2015 20:34

SVENSKA

De viktigaste orden, de sannaste och modigaste planera man kanske inte för.

Eller så har jag planerat dem utan att veta om det?


Jag vill prata om kärlek.

Om kärlek till barn.

Både egna och "lånade".


Någon gång under hösten 2011 tror jag har det blivit lite tufft för oss här hemma.

Det blev många förändringar som vi fick acceptera och lära oss att leva med.

I samband med det gjorde vi diagnosomprövning för en liten tjej som vandrade på denna jord stämplad med diagnosen inom autismspektrum.

Som visade sig vara adhd och en lindrig utvecklingsstörning istället.


Men det är inte ens det jag vill prata om. Jag minns bara hur vi satt på BUP och pratade med en barnpsykolog som tipsade om en bok med namnet "Fem gånger mer kärlek". Boken lär ut att för varje tillsägelse borde man ge ett barn 5 gånger så mycket positiv uppmärksamhet och beröm. Kärlek, helt enkelt.


Jag minns hur jag skrek i bilen, på vägen  hem. Att jag inte orkar mer. Att jag inte har något mer att ge. Att jag givit allt redan. Och så skulle jag nu ge fem gånger mer. Jag höll på att gå under. Jag var skräckslagen.


Jag vägrade att köpa den boken.


Jag trodde seriöst att om jag gav mer, ännu mer, så skulle jag inte ha något kvar själv.


Sen gick jag under till slut. Brände ut mig på att springa ifrån styvbarnen och det jobbiga hemma.

Och tack vare detta fick jag prata med en massa klokt folk. De har sett sådant förr.


Idag vet jag så mycket mer. Förstår så mycket mer.

Jag säger inte nej till barnen om jag inte måste.

Jag ser dem.

Jag ger dem tid och min uppmärksamhet.

Jag har inte obegränsat med tid eller ork så jag satsar på kvalitet.

Jag uppmuntrar när de gör något bra, eller bara försöker själva.

Jag är sann och visar mig svag, om det behövs.

Jag ber alltid om ursäkt och berättar om jag gjort bort mig.


Jag kan göra det idag för jag har börjat se mig själv som älskvärd också.

Utan det kan man inte DELA MED SIG av sin kärlek.


Om jag ser resultat? Kära nån!

Om en femtonårig tjej vill shoppa kläder med gamla, pinsamma mig! Hon sätter sig på min sängkant och frågar om jag kan göra en tofs. Hon tar med sig en kompis hem och vi sitter vid köksbordet, skalar apelsin och snackar om killar, om att vara ihop, om sex och om det när man är redo.


Det tar inte bort hennes diagnos, hennes ilska och utbrott. Men de fina stunder av riktig connection, de hjälper mig att orka med. Att se en skör liten människa som håller på att bli stor, håller på att lära sig om vuxenlivet. Och jag kan få ta del av det.


Och jag kan ÄNTLIGEN visa hur man är när man är snäll mot SIG SJÄLV. Det säger de kloka människorna är det viktigaste ett barn kan ta med sig hemifrån.


Plus, när jag är HEL behöver jag inte oroa mig över att jag blir UTAN kärlek när jag GER BORT den.

Fem gånger så mycket kärlek på er!   


POLSKI

Najwyraźniej słowa, które MUSZĄ zostać wypowiedziane znajdą drogę do światła. Na papier. Na bloga.

Wiem, że dojrzewały, że były w drodze, ale że akurat dziś miały się urodzić, o tym nie miałam jeszcze przed chwilą pojęcia.

 

Chcę napisać o miłości.

Do dzieci.

Swoich i cudzych.

 

Gdzieś pewnie pod koniec 2011 roku, na jesieni, mieliśmy bardzo ciężki okres w rodzinie.

Wiele zmian, których nie wybieraliśmy, a z którymi trzeba było nauczyć się żyć. 

Jakoś w tym okresie, może trochę później, postaraliśmy się o ponowną diagnozę dla dziewczynki, córki mojego męża, wtedy jedenasto-dwunastolatki, którą zdiagnozowano jako dziecko autystyczne kilka lat wcześniej.

Nowa diagnoza mówiła adhd z niewielkim upośledzeniem umysłowym.

 

Ale to nie o tym właściwie chcę pisać. Pamiętam dzień, kiedy siedzieliśm z mężem na spotkaniu z psychologiem w poradni dziecięcej. Pani opowiadała o książce szwedzkiego autora pt. “Pięć razy więcej miłości”. Książka uczy, że po każdym negatywnym komentarzu czy upomnieniu powinniśmy dzieciom dawać pięć komentarzy podbudowujących ich samoocenę. Czyli pięć razy więcej miłości.

 

Pamiętam moją panikę w drodze do domu. Wrzeszczałam w samochodzie do męża, że ja już nie daję rady. Że już nic więcej nie mam do dania, a ona, ta psycholog, każe jeszcze pięć razy więcej??? Byłam przerażona i znokautowana.

 

Nie kupiliśmy wtedy tej książki.

 

Byłam przekonana, że jeśli miałabym dawać więcej, jeszcze więcej, to nie starczyłoby już nic dla mnie samej. Ani dla mojego Syna.

 

W końcu zawalił się mój misternie budowany świat. Wypaliłam się próbując od dzieci nieswoich uciekać w pracę.

 

Dzięki temu miałam szansę na długie rozmowy z bardzo mądrymi ludźmi. Takimi, co niejedną podobną do mnie bohaterkę nie tylko widzieli ale i postawili na nogi.

 

Dziś wiem już tak dużo więcej. Rozumiem dużo więcej.

Nie mówię moim (wszystkim!) dzieciom nie, jeśli nie muszę.

Patrzę na nie i widzę je.

Daję im mój czas i uwagę. Czas to dobro na wagę złota, tak samo jak siła w moim przypadku, więc idę na JAKOŚĆ, nie na ilość. 15 minut skoncentrowanej uwagi, na wspólnym rysowaniu, budowaniu, czytaniu, robieniu warkoczy czy wspólnym malowaniu paznokci bardzo zbliża.

Obsypuję pochwałami, kiedy zrobią coś dobrego, albo chociaż spróbują na własną rękę.

Jestem prawdziwa i pokazuję moje słabości, jeśli trzeba.

Przepraszam i przyznaję się do błędów. 

 

Dziś mogę sobie na to pozwolić, bo zaczęłam wreszcie widzieć samą siebie jako godną miłości.

Bez tego nie da się DAWAĆ miłości innym.

 

Czy widzę rezultaty? O ludzie!

Piętnastolatka, która nosi okulary przeciwsłoneczne nawet w pochmurne dni chce ZE MNĄ iść na zakupy ciuchowe do galerii. Siada rano na moim łóżku i prosi o zrobienie kucyka. Przyprowadza do domu koleżankę, z którą razem obieramy przy kuchennym stole pomarańcze rozmawiając o chłopakach, o chodzeniu i o tym, kiedy jest się gotowym na seks.

 

To nie zabiera jej diagnozy, jej napadów złości itp. Ale dzięki chwilom prawdziwej łączności między nami łatwiej mi je znosić. Obserwowanie młodej istoty (z trudnościami czy bez), która próbuje swoich sił w dorosłym świecie, uczy się być dorosła opierając na moim ramieniu, bo jej mamy nie ma akurat przy niej. Bez niej nigdy by mnie to nie spotkało. 

 

Na koniec WRESZCIE mogę pokazać i uczyć, jak być dobrą DLA SIEBIE. Ci mądrzy ludzie mówią, że to najcenniejsze co można wynieść z domu jako dziecko.

 

A do tego sama nie muszę już się martwić o to, że zostanę ogołocona z miłości, kiedy całą ją oddam innym.

Pięć razy więcej miłości Wszystkim!   

Av Kasia - 7 april 2015 14:00

Jedyne, czym mogę się dziś podzieliś, to kilka Wilkanocnynch zdjęć.

Jestem przeziębiona jak dzwon; słowa utkneły gdzieś między opuchlizną górnych dróg oddechowych.

Ale nie myśli.

Myśli są. Będą. Czekają. Tłoczą się w uporządkowanych rzędach słów w głowie.

Czekają na zieloną flagę od obolałych mięśni i osłabionego ciała. Siły brak. Przejścia nie ma. Nie dziś.


Miałam najdziwniejszą Wielkanoc w moim życiu.

Od środy do późnego piątku byłam wolontariuszem i królową kuchni na wspaniałym kursie medytacji.

Telefonów nie używaliśmy więc jedyne zdjęcie z tych kilku dni jest takie:

 

Gotowałam wegetariańskie dania dla pietnastu osób i dałam radę! Z pomocą w obieraniu cebuli i zmywaniu, ale to ja mieszałam w garach! Wow! :)


W domu za to zrobiłam smalczyk:

 

na chrzest w polsko-szwedzkiej Rodzinie.

W sobotę, zamiast święcić jajka byliśmy na pięknej, dwujęzycznej i dwukulturowej uroczystości. Ciepłej, kameralnej i bardzo wzruszającej.

Pisanki Wielkanocne robiliśmy całą rodziną między godziną 23 a 24 w piątkową noc. Mazakami Syna.

Wyszły nam takie piękne:

Moim zdaniem najpiękniejsze w Wielkanoc są rodzinne śniadania. Moje ukochane połączenie wiosenne:

 

gotowane jajko ze szczypiorkiem i rzodkiewką, sól i pieprz na bardzo ciemnym chlebie. Najchętniej w wiosennym słońcu :)

Są w moim domu tacy, którzy chetniej zajadają się kaviorem, pastą powiedzmy "rybną" o bardzo wędzonym i słonym, a jednoczesnie słodkim smaku. Połączenie dla nie-szwedów odrażające. Bleh :)

 

W Wielką Niedzielę dopiero świętowaliśmy w zaciszu letniaka, w kręgu najbliższej rodziny, delektując się spokojem, obecnością i słodyczą...

M.in memmą (fin. mämmi), wielkanocnym deserem z Finlandii, którym zawsze częstuje moja Teściowa. Oczywiście kupionym :)

 

Pycha!

Na koniec Face Time z Rodziną w Polsce i Wielkanocna sauna.

Lany Poniedziałek spędzony na wzbierającym przeziębieniu i omijaniu korków w drodze do miasta.

I co? Gorzej? Tylko dlatego, że inaczej? :)


Mam nadzieję, że Wy nie zdązyliście się ani przejeść, ani przepracować ani przeziębić :)

Dobrego i krótkiego tygodnia życzę!


Love and peace within!   

Av Kasia - 1 april 2015 00:09

Forgive me BODY, I have sinned.

Wybacz mi CIAŁO, bo zgrzeszyłam przeciw tobie.


Wtorkowe wieczory to w moim grafiku czas na yin yoge. Na pozór łagodne pozycje, które utrzymuje się od 3 do nawet 30 minut w celu rozciągania wiązadeł w biodrach, ramionach, kolanach, nadgarstkach...


Dziś, jak mówi moja instruktorka "byliśmy z wizytą" w biodrach.

Pozycja gołębia...

 

...3 minuty na każdą stronę.


Dawno żeśmy się nie widzieli, ja i moje biodra.

Przechodziłam przyspieszony, niezapowiedziany katarsis.

360 sekund porażającej, głębokiej OBECNOŚCI we własnym ciele. Które krzyczy z wyrzutem dlaczego się mną należycie nie zajmujesz???

A ja co? Buzia w ciup i trwam pokornie, w ciszy. Oddycham i słucham. Przyznaje się do winy, kajam, i - oczywiście - obiecuję poprawę.


Instruktorka, jakby podsłuchując moje myśli zaczyna opowiadać o hinduskiej zasadzie AHIMSA, czyli o NIEKRZYWDZENIU, nie stosowaniu przemocy. Mówi: bądź dla siebie delikatny i łagodny. Nie wywieraj na sobie presji. Rób postępy powoli, a dłużej będziesz się mógł nimi cieszyć. Unikaj przemocy na sobie, nawet, jeśli wydaje Ci się, że to w dobrej wierze. Że cel uświęca środki.


Nie mówię więc już o grzechu i o karze. Nie osądzam moich słabych wyników. Nie katuję się kolejnymi minutami w pozycji, na którą moje ciało nie jest DZIŚ gotowe. Nawet jeśli było kilka miesięcy temu.

Zwyczajnie jutro spróbuje znowu...


Love and peace within!   

Av Kasia - 30 mars 2015 00:00

Jest ciężko.

Kończący się tydzień rozłożył mnie na łopatki.

Chwilami czułam się pokonana. Bezwładna. Zblazowana.


Nauczyłam się właśnie, że niechęć do wszystkiego, uczucie niemal fizycznej odrazy przed czynnościami, które zwykle nawet lubię, albo przynajmniej toleruję, to zwykłe ZMĘCZENIE.

Nowa, czysto fizyczna reakcja na przekraczanie dozwolonych granic.

Bardzo pierwotna, ucząca pokory. Paskudna.


Zmusza do zostawiania nawpół odkurzonej półki z książkami. Do zredukowania planu dnia do minimum.

Znowu.

Czy się cofam?

HELL NO! ("Nie, do diaska!", jakby powiedział pewnie któryś z bardziej nieudacznych bohaterów Witkacego.)


Jeszcze pół roku temu poczucie zblanowania, bezwładu i bycia pokonaną utrzymywało się tygodniami. Blokowało wszelkie inne wrażenia i stany ducha. Na długo.


Teraz JEDNOCZEŚNIE czuję tę niemoc, i symultanicznie szarpią mną konwulsje, potrzeba wyrwania się z tego stanu. Ćwiczę w ten sposób mięśnie CIERPLIWOŚCI i AKCEPTACJI.


Mam zakwasy nawet w paznokciach. Niewygoda wewnętrzna mną poniewiera. Czuję się jak pęczniejąca baba wielkanocna, którą włożono do za małej formy.

Ale to znaczy, że rosnę. Że dojrzewam...

A w tym stanie trzeba dużo leżakować! :)


Będziemy niedługo lukrować i wybierać słodziutkie rodzynki. Masami!


A póki co wiosenny, słoneczny zaskakujący swoją delikatnością kwiat, którego spotkałam na mojej drodze w tym tygodniu....

 

Love and peace within!  

Av Kasia - 24 mars 2015 08:41

Pisałam (i mówiłam) wczoraj o dłoniach.

Dłonie są przedłużeniem naszego stanu ducha, stosunku do świata, nastroju.

Więcej! Dla niektórych z nas są głównym narzędziem komunikowania się ze światem.


Gra naszych dłoni i ciała odbywa się na poziomie podświadomości.

Zdarzyło Ci się uświadomić sobie, że dłonie Cię "zdradzają"? Zdażyło Ci sie wcisknąć je szybko w kieszenie lub opuścić bezwładnie na kolana? To TEŻ jest jakiś znak dla świata!


Dziś chcę pomówić o takiej dłoni:

O tej, która oskarża i szuka winnego.

Brene Brown (od której nauczyłam się wiele na temat funkcji bezbronności w relacjach międzyludzkich, i która od lat już jest moim guru w sprawach emocji) przyjrzała się naszej potrzebie natychmiastowego znajdowania winnego w sytuacji, która powoduje u nas dyskomfort.


Znalezienie winnego za moje małe codzienne nieszczęścia zajmuje dosłownie milisekundy. Mąż, ktory dzień wcześniej zapomniał rękawiczek syna w przedszkolu potrafi zmarnować mój poranek. Nastolatki są również niewyczerpanym źródłem nieszczęść. Nawet, jeśli nie daję im bezpośrednio odczuć, że są winne i oskarżone o stratę mojego czasu, kiedy np. zapominają biletu, czy spóźnią się na autobus i trzeba po nocy odbierać...


Dlaczego obwiniamy? Dlaczego staje się to dla nas tak naturalne jak oddychanie? I tak samo odruchowe!


Obwinianie pomaga nam rozładować nasz własny dyskomfort i złość.

Skanalizować je na kogoś innego. W chwili, kiedy OBARCZYMY drugiego za nasze nieszczeście znów możemy odetchnąć. Ach, to nie ja spaprałem. To ktoś inny się wygłupił. (Powiedz, że nie zdarza Ci się to regularnie w pracy? ...A i tak nie uwierzę! ;)


Trzeba dodać, że potrzeba oskarżenia, wytknięcia komuś błędu to nie to samo, co formalne, konstruktywne pociąganie do odpowiedzialności.


Do tego każdy wymierzony w drugiego wskazujący palec to stracona szansa okazania zrozumienia, współczucia i życzliwości.


Ja dziś na dłoni wyciągam do Was trochę zdrowia i koloru...

   

Love and peace within!   

Av Kasia - 23 mars 2015 21:24

Ta sama dłoń.

Potrafi pogładzić, i skarcić.

Wytknąć palcem, pogrozić. Albo ofiarować coś, jak... na dłoni.

Potrafi odtrącić i przygarnąć.

Wyciągnięta lub zwinięta w pięść.


Potencjał i prodyspozycje do obu są w każdym z nas takie same.


Spoglądaj częściej na swoje dłonie. Na mowę Twojego ciała.

Jesteś raczej na TAK, czy zawsze na NIE?


Jak Ty właściwie żyjesz? Wiesz?


Jeśli chcesz posłuchać do poduszki, kliknij tutaj.

Love and peace within!   

Av Kasia - 20 mars 2015 12:30

Co za dzień!

Pierwszy Dzień Wiosny. Więc ptaki śpiewają i w głowie się kręci.

Do tego zaćmienie słońca, które było całkowite m.in na norweskim Svalbard. Przez minutę można było oglądać żarzącą się koronę słońca widoczną jak aureola dookoła zasłaniającego słońce księżyca.

 

Płakałam przyklejona do ekranu. Ubrana w skarpety nie do pary, bo dziś wspieramy ludzi z zespołem Downa i pokazujemy, że bycie innym to nie problem.

W Szwecji mówi się bardzo dużo o tym, że każdy z nas jest inny. Unikalny. Że każdemu nalezy się taki sam szacunek bez względu na dzielące nas róźnice.


Moje skarpety są różne ale jednocześnie bardzo do siebie podobne. Bo myślę, że ciągłe mówienie o tym, że jesteśmy różni nas od siebie w gruncie rzeczy oddala. Stwarza przepaść między ludźmi, którzy może i róźnią się kolorem skóry, aparycją, , preferencjami seksualnymi czy kulinarnymi, ale wszyscy bez wyjątku szukamy szczęścia, sensu życia i bliskości.

Przynajmniej tak staram się myśleć, kiedy spotykam na mojej drodze kogoś z kim różnimy się światopoglądowo. Lub kogoś, kto mnie wkurza! ;)


Mogłabym o tym opowiedzieć dłuuugie historie, bo w końcu dziś tutaj również dzień opowiadania historii...

http://en.wikipedia.org/wiki/World_Storytelling_Day /Världsberättardagen

  

Życzę wszystkim, żeby nadchodzący weekend był... historyczny! :)


Bądź bohaterem własnej historii. Opowiadaj ją z pasją :)


Love and peace within!   

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Skapa flashcards