Inlägg publicerade under kategorin Po Polsku
- Cześć, gdzie robicie w tym roku święta? - brzmi znajomo?
Nie RÓB Świąt. Przeżywaj je!
Jestem monotematyczna, jak ten proboszcz, który powtarzał co niedziele to samo kazanie.
Zapytany dlaczego odpowiedział: skoro nikt i tak nie zmienia swojego zachowania, to po ca ja mam zmieniać kazanie :)
Ja bym tę myśl rozwinęła: raczej jest tak, że to, co co się ułyszy kilka razy głębiej zapada w pamięć.
Albo wreszcie pada na podatny grunt i dociera do nas.
Wiele razy tego doświadczałam podczas walki z wypaleniem. I nadal potrzebuję przypominania, pomocy w ustawianiu priorytetów etc. zwłaszcza w czasie przedświątecznym.
Dlatego będę Cię męczyć i marudzić aż do Gwiazdki! Przypominać! (Równiez sobie!) - Nie ma za co! ;)
Przyznaje się, wczoraj zemdlałam prawie do łóźka wieczorem. Po 5-6 godzinach na nogach w kuchni. Miałam wiele radości gotując dla Przyjaciół i razem z nimi przygotowując świąteczne wypieki. Rozmawiając, śmiejąc się. Wspólnie.
Czy żałuję? Absolutnie nie! Ale to dlatego, że pozwoliłam sobie po wszystkich atrakcjach położyć się wcześnie aby zdążyć naładować akumulatory na nowy tydzień.
A do tego moja niezastąpiona M obdarowała mnie cudnym prezentem, który teraz siedzi obok mnie i przypomina....
... O tym, w jakim stylu chcę przeżyć te Święta.
Dziękuje M
Życzę Wszystkim przyjaciół, którzy wiedzą, co jest dla nas najlepsze, jeśli my sami nie zawsze o tym pamiętamy. Którzy staną i zmyją naczynia jak będzie trzeba. Spontanicznie pożyczą czapkę Mikołaja. I tysiące innych...
Ludzi, przy których nie trzeba zgrywać bohatera i z którymi się przeżywa rzeczy, a nie tylko je ROBI.
Do usłyszenia!
/K
Kochani,
dla Klubu Polki na Obczyżnie napisałam pewien tekst. O Miłości.
Dziś go opublikowano.
Zapraszam Was najgoręcej do przeczytania. Podobno warto dwa razy.
Tekst znajduje się pod tym linkiem.
/Kasia
Polacy są bardzo dumni z tego powiedzenia:
Not my cirkus, no my monkies./Nie mój cyrk, nie moje małpy!
A ono reprezentuje niestety kilka pułapek myśowych.
Życie/codzienność to nie jakieś tam przedstawienie. Biada temu, kto operuje na codzień z pozycji zabawiacza publiczności.
Biada nam wszystkim, jeśli drugi człowiek nie zwróci swojej wrażliwości w naszą stronę tylko dlatego, że nie należymy do jego cyrku i nie ponosi na nas jakiejś tam formalnej odpowiedzialności.
Kolejna pułapka jest taka, że wydaje nam się, że nasze "małpy" nas definiują. Że ich słabości rzucaja cień na nas samych. Jak rozbrykane dzieci zawstydzają rodziców, bo przecież mogli lepiej wychować...
Mój problem polega na tym, że ja się na co dzień angażuję w życie małp z innego cyrku. Bo tak dawno temu wybrałam. Zabrałam się do tego zadania jakby małpy były moje. A nie są.
Potrzebowałam się wypalić i spędzić setki godzin przez ostatnie trzy lata na rozmowach z madrymi ludźmi aby zrozumieć, że za wszystko i wszystkich nie można bezustannie brać odpowiedzialności.
Tak więc gdy nie-moja-małpa po raz setny w tym semetrze zapomina nastawić budzika i spoźnia się do szkoły; z namaszczeniem robi makijaż i przebiera się trzy razy mimo, że zaczęły się już lekcje... to przypomina mi się to powiedzenie. I chociaż go nie znoszę powtarzam sobie pod nosem jak mantrę: nie twoja małpa, nie twoja małpa... i próbuję rozluźnić zaciśnięte szczęki.
Ja zrobiłabym inaczej. Ja wychowałabym inaczej. A nie mogę. I dziś już nawet nie chcę. Cena jest za duża.
I może to powiedzenie dlatego mnie tak wkurza, i prowokuje.
A do tego ta druzgocząca myśl: a może ta "małpa" ma rację? Może nie ma się gdzie spieszyć? Może nic nie jest ważniejsze od zachowania spokoju?
Jak myślisz?
Czytałam niedawno, że ludziska najlepiej przyswajają treści podane w punktach.
No to proszę!
Jak się urządzić na święta:
Efekt końcowy murowany! (Dla nas wszystkich białe kaftany!)
Podaj dalej jeśli znasz kogoś, kto jest w strefie zagrożenia.
Niech jak najszybciej przeczyta, zaklnie pod nosem i spokojnie, bezczynnie doczeka do Bożego Narodzenia.
To mój przepis na wesołe i spokojne święta, których sobie tak nieustannie, corocznie życzymy, tylko jakoś gówniano się sami do tego stosujemy!
Nie prawda?
Znalezisko z podłogi na korytarzu w moim domu przypomina, że zaczął się grudzień...
W Szwecji juz sprzedają choinki a ludność obwiesza swoje domy i okna światełkami, żeby rozproszyć ciemności...
Poniesiona nastrojem przyozdabiania postanowiłam po raz pierwszy zawiesić firanki w salonie. W domu, w którym mieszkamy od 6 i pół roku... karnisze załozyliśmy jakies pół roku temu, do firanek kupionych jakieś 9 miesięcy temu....
Bum! I gotowe. Jak mówię, że coś zrobię, to nie trzeba mi przypominać co pół roku!
Pamiętajmy o tym, żeby z sercem stawiać sobie wymagania w tym miesiącu. Dobrze?
To w nadchodzącym okresie notuje się najwięcej załamań nerwowych, rozwodów i - niestety samobójstw.(nie mam żadnego linka, który by potwierdził te dane, taka jestem nonszalancka!)
Tak niewiele jest rzeczy dla których warto poświęcać swoje zdrowie i swój spokój.
Nie prawda?
Wreszcie weekend. Kultywujesz perfekcjonizm czy odpoczywasz?
Do porannej kawy proponuję refleksje na temat jakim jesteś partnerem:
Czasy się zmieniają.
Jeszcze niedawno sexy były akry i jedyny telefon we wsi.
Własne M4 albo działka pod budowę domu na rogatkach średniej wielkości miasta.
Długie włosy i krągłe piersi jako symbol płodności.
Silne ramiona i chęć do pracy "na gospodarce".
Potem przyszedł czas na dyplomy, stanowiska i samochody służbowe.
Już wkrótce, a może gdzie niegdzie już dziś, SPOKÓJ i - tak myślę - jakieś wewnętrzne ukontentowanie i rozluźnienie będą najbardziej atrakcyjne dla płci przeciwnej.
Pamiętam siebie sprzed trzech lat. Ba! Pamiętam siebie jako spiętą "dwudziestkę plus", która nie umiała się zrelaksować, która nie umiała cieszyć się chwilą. Która śmiertelnie poważnie traktowała wszystkie swoje problemy i niepowodzenia. Wszystkie przedsięwzięcia. Siebie samą.
Dziś wiem, jaka to była potworna strata czasu i energii.
Dziś nie jestem już taka kategoryczna w moich roszczeniach w stosunku do świata. Ani w stosunku do samej siebie. Perfekcjonizm uważam za wadę uniemożliwiającą wartościowe życie.
Wypalenie i lata pracy na zgliszczach samej siebie daje rezultaty.
Odkąd stałam się łagodniejsza dla siebie, stałam sie też miętsza i bardziej wyrozumiała dla mojego otoczenia. Piękniejsza jako osoba, życiowy partner.
Bo człowiek wiecznie niezadowolony z siebie rzadko się uśmiecha, rzadko chwali innych. Nie potrafi wybaczać potknięć drugiemu człowiekowi. Ba! Nie potrafi potknięć wybaczyć sobie. Przenosi własną potrzebę bycia idealnym na swoje otoczenie (jesli Ciebie wybrałem/wybrałam, musisz być jednym z wielu przykładów mojej nieomylności i perfekcjonizmu). Życie z takim człowiekiem, to koszmar.
Wiem, bo takim człowiekiem byłam. Dziś nadal się potykam, wplątuję się czasem w sidła starych przyzwyczajeń, ale nie pozwalam się im pochłonąć bez reszty. Dziś w brudnej kuchni czuję się tysiąc razy bardziej sexy, niż wtedy, kiedy lśniła czystością a ja byłam wykończona i zgorzkniała. Dziś zakładam nogi na stół, patrzę na mężą, WIDZĘ go, słucham w tych krótkich chwilach, które spędzamy razem w naszym zabieganym życiu. Dziś kredki mieszają się z oblizanymi widelcami na kuchennym stole a ja nie dostaję palpitacji serca. Przygaszam światło, zapalam świeczki i JEST DOBRZE.
(Komu skoczyło ciśnienie?)
Dziś nie interesuje mnie wygranie żadnego wyścigu. Dziś cieszy mnie, że startuję. Że nie biegnę sama. Że biorę udział na własnych warunkach. Nie biczuję się gdy muszę z jakiegoś powodu przerwać w połowie. Poprosić o pomoc, czasem nawet wycofać się. Nie jestem z tego powodu mniejszym człowiekiem.
Jestem człowiekiem bardziej ludzkim, i to jest atrakcyjne.
p.s Dla ścisłości, ja też - jak większość z nas - nie lubię, gdy jest brudno.
Różnica polega na tym, że dziś bardziej niż sterta niepozmywanych naczyń przeszkada mi brud w mojej głowie i tym się w pierwszym rzędzie zajmuję. Polecam :-*
Stoję na rozdrożu.
Znowu.
Czas decyzji.
Czas wykraczania poza granice strefy komfortu. Śmieszne, bo w tej obecnej strefie niby-komfortu trudno mówić o wygodzie.
Już na samym poczatku słyszałam, że ta droga będzie wyboista.
I jest.
Dlatego mało jest teraz spokoju ducha na pisanie. Na dzielenie się.
Do tego to powracające falami uczucie, że NIE WIEM NIC.
Do tego nowa fala bólów głowy i słaby kontakt z naprężonym jak struna ciałem.
Na szczęście jest Yoga, do której zawsze można wrócić. Rozwinąć matę i rozpocząć tam, gdzie się poprzednim razem skończyło...
Bo nie jest źle. Jest cholernie dobrze. Tylko ja chcę to CZUĆ, chcę być w tym OBECNA tak bez wysiłku, naturalnie, łagodnie.
Cóż. Nadal się uczę....
Jak się nie da drzwiami, trzeba znaleźć okno...
Dawno nie było o stresie.
Fajny tekst rzucił mi się na oczy ostatnio. O szklance.
Nie do połowy pełnej, czy pustej, lecz takiej, której ciężar odczuwamy w zależności od tego, jak długo trzymamy ją w dłoni...
Krótka chwila nie kosztuje dużo wysiłku ale gdy taką, nawet najmniejszą szklankę nosilibyśmy przez cały dzień...?
Nie trzeba być strasznie mądrym żeby wydedukować omdlenie kończyn i zdrętwiały (w najlepszym wypadku) kciuk. Do tego te podśmiechujki ze strony otoczenia... zwłaszcza, jeśli szklanka, którą nosimy jest...
pusta!!!
Bo jaki w tym sens? Noszenie pustej szklanki to jak martwienie się na zapas czymś, co być może nawet się nie zdarzy! (Znajome????)
Tak samo jest ze szklankami pełnymi, rzeczywistymi problemami.
Jeśli się ich nie "odstawia" na mentalną pułkę, żeby dać sobie trochę wytchnienia, dochodzi do fizycznego wycieńczenia organizmu, stresu, depresji, samych brzydkich rzeczy.
Konkluzja?
Odstawiaj tę nieszczęsną szklankę! Wciskaj ręce w kieszenie i spaceruj na pozór b e z m y ś l n i e po świecie jak ten Dyzio! Chociaż chwilami.
P r o s t e jak drut. Ale niestety, n i e ł a t w e . Inaczej wszyscy byśmy byli cali i zdrowi na umyśle cały czas.
To, co może nam pomóc, to trochę emocjonalnej inteligencji i trochę dobroci i wyrozumiałości dla siebie. I czegoś, co po szwedzku pięknie nazywa się självinsikt. Tłumaczę to na własne potrzeby jako s a m o w g l ą d (dla Polaków operujących jezykiem szwedzkim: samoświadomość to absolutnie nie to samo!) czyli umiejętność analizowania tego, co się w nas dzieje, jak na nas wpływa to, co nas spotyka, jak nas kształtują nasze doświadczenia.
Przykład: Hm, tak bardzo byłam cały ranek pochłonięta problemami dziecka w szkole, że nie pamiętam, czy wyłączyłam żelazko/zamknęłam drzwi na klucz/gdzie zaparkowałam samochód/jakie dziś włożyłam majtki... a do tego jest godzina 11.00 a ja jestem wykończona! Hm... jak zatrzymać to błędne koło...
Brzmi znajomo? - odstaw szklankę!
P.S Ten mentalny odpoczynek idzie w parze z moją ulubioną strategią ZEBRY, o której możesz przeczytać tutaj.
(Zdjęcia tureckiej herbaty powyżej pochodzą z mojego prywatnego reportażu, październik 2015)
Mĺ | Ti | On | To | Fr | Lö | Sö | |||
1 |
2 |
3 |
|||||||
4 |
5 |
6 |
7 | 8 |
9 |
10 |
|||
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
|||
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
|||
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
|||
|