Inlägg publicerade under kategorin Po Polsku

Av Kasia - 24 februari 2015 16:31

Visst, igår fanns det mycket sorg i det jag skrev.

Jag bär mycket sorg i mig, lite ånger, lite frustration. Mest för att jag kunde haft så mycket roligare på vägen med den familj jag har haft och fortfarande har idag. Och för jag kunde njutit mer av min sons första år med oss. Kunde varit mer närvarande.

Men vad kan man göra idag med det som varit?

Med det som ÄR?

Det är skittufft ibland. Men vi vuxna står varandra nära, sida vid sida. Håller varandras ryggar när det behövs. Kompetterar varandra. Finns där för varandra och KAN PRATA med RESPEKT (jag är bättre på att prata och M är bättre på respekt! ;))


Det viktigaste budskapet igår var ändå att varje dag får vi en ny chans, att vi finns kvar.

Att jag själv har lärt mig massor under min resa och att det stärker mig i de utmaningar som haglar på oss.

Vi ger oss inte så lätt. För inget är bara svart eller vit. Det finns så många färger...

 

Owszem, wczoraj było trochę smutku.

Noszę go w sobie trochę, i trochę żalu, nawet frustracji. Bo mogliśmy mieć przyjemniej, lepiej, łatwiej, weselej. Mogłam bardziej się cieszyć pierwszymi latami mojego Synka wśród nas. Mogłam być bardziej obecna.
Ale co mogę z tamtym żalem zrobić DZISIAJ?
Co mam zrobić z tym, co JEST dzisiaj?
Bo bywa ciężko. Jednak dzięki bliskiej obecności i wsparciu, jakie dajemy sobie w trudnych chwilach my dorośli, trzymamy się! Umiemy rozmawiać z szacunkiem (ja jestem kepsza w mówieniu a M w szacunku! ;))
 
Najważniejsze, co wczoraj chciałam przekazać to wdzięczność za to, że nadal trwamy, i za tą mądrość, która wreszcie - w wielkich bólach - do mnie dotarła. I pomaga mi dziś mimo częstego gradobicia.
 
Nie poddajemy się bo nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Ani nawet szare… Tyle jest innych barw… 

 


Love and peace within!   

Av Kasia - 23 februari 2015 12:40

Översättning av texten: http://zebrazone.bloggplatsen.se/2015/02/23/11027088-sanningen-bakom-min-utmattning/

 

Pisze tu głównie o walce o dobre samopoczucie. Rzadko jednak podnoszę tematy rodzinne. A zwłaszcza te dotyczące moich pasierbów.

Dlaczego, skoro życie rodzinne do ważny składnik naszego samopoczucia, …zwłaszcza, kiedy coś w nim nie działa.

Głównie ponieważ nie chcę naruszyć ich integralności osobistej.

A po drugie martwię się, że jeśli już zacznę opowiadać, to może mi być trudno skończyć.

 

Bycie (dodatkowym lub plastikowym )rodzicem - jak to się w języku szwedzkim pięknie nazywa - dzieci z diagnozami jest wielkim wyzwaniem i trudem.

Powstrzymuję się najczęściej od utyskiwania na ten temat. Aż do minionego weekendu, kiedy to przeczytałam artykuł, który wyzwolił mnie z dużej dozy wyrzutów sumienia. (kliknij na linka, żeby przejść do artykułu, który napisany jest po szwedzku).

Tekst traktuje o ryzyku wypalenia biolgicznych rodziców dzieci z różnymi przewlekłymi chorobami. Nie mówi się o chorobach neurologicznych, o dzieciach z syndromami etc. (co jest aktualne w mojej rodzinie) ani też o rodzicach przybranych. Ale nie szkodzi.

 

Oddana opieka nad dziećmi z którymi nie łączą nas więzy krwi i bezgraniczna miłość tak jak do własnego, biologicznego potomstwa jest dużo bardzie wymagająca. Kosztuje dużo więcej. Mówiłam o tym kiedyś tak: przybrany rodzić ma tylko OBOWIĄZKI rodzica biologicznego, natomiast praw ma stosunkowo niewiele. I bliskości. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

 

Kiedy jesienią 2012 rozpadłam się na kawałki, wiedziałam, że przyczyną mojego stanu była nadwyrężona sytuacja rodzinna i problemy z pasierbami. One same były w bardzo ciężkim położeniu, zmuszone do dużych zmian życiowych. My dorośli też musieliśmy się jakoś do sytuacji dopasować i nauczyć się funkcjonować wokół tych nagłych narzuconych nam zmian.

Dla mnie łączyło się to z wszechobecnym poczuciem niesprawiedliwości i niemocy. Byłam zrozpaczona i zawiedziona tym, co przyniosło mi życie. Walczyłam ze wszystkimi i wszystkim nieustannie.

Moje krzywe wyobrażenie o tym, jaki jest DOBRY przybrany rodzic (zawierające dużą dozę poświęcenia i symptomatycznego dla klasycznej MATKI  POLKI samoumęczenia) sprawiło, że koncentrowałam się ciągle na nieodpowiednich rzeczach.

A skąd niby miałam wiedzieć, byłam nieopierzoną dwudziestodwulatką z przerośniętym poczuciem obowiązku, kiedy w moim życiu pojawiły się przybrane dzieciaki!

Swoje schronienie odnalazłam w pracy. Zawodowej i te niewidzialnej, domowej.

Wydawało mi się, że perfekcjonizm i wysprzątana kuchnia będą moimi biletami do szczęścia. Albo chociaż pomogą przeżyć, pomogą dobrze czuć się w domu, chociaż chwilami.

W rzeczywistości dawały mi głównie iluzję kontroli nad sytuacją.

Spalałam świeczkę z obu końców.

 

Chociaż nikt mnie o nic z tego właściwie nie prosił. Jakoś tak samo wyszło….

 

Dziś mogę z ręką na sercu powiedzieć rzecz jedną: że problemy z dziećmi RZECZYWIŚCIE rosną wraz z nimi.

I gdyby nie moje wielkie wypalenie i wielka przemiana z jaką się mocuję od ponad dwóch lat, to dzisiejsze nasze problemy pewnie skończyłyby się rozwodem albo czymś jeszcze gorszym…

 

Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Czyż poniedziałki nie są wystarczająco trudne do uniesienia?

 

Po pierwsze ponieważ właśnie to zrozumiałam.

Był to też brakujący klocek całek układanki pt. moje wypalenie.

Chcę też po trosze przekazać poczucie wdzięczności za tę zmianę we mnie. W mojej rodzinie.

I też dlatego, że prawda ZAWSZE wyzwala!

I na koniec po to, żeby uchylić drzwi tym, którzy być może też walczą i nie widzą drogi ucieczki, szansy na zmianę.

Czasem jedynym sposobem jest PODDAĆ SIĘ na chwilę.

Zamknąć oczy, wypuścić wszystko z rąk i zobaczyć, co nam zostanie, co przetrwa, kiedy odzyskamy siłę, by znowu spojrzeć.

 

Love and peace within!   

 

Av Kasia - 20 februari 2015 18:29

Vad var det jag tänkte säga?

Det var nog något om hur min vecka varit.

Att jag haft ett jätteviktigt möte som gick bra.

Att jag haft ett annat möte som inte gick så bra men att jag klarade det ändå.

Kanske också att jag är lite sjuk och tilllåter mig själv att göra INGET för att bli bättre snabbare.


Men vem orkar läsa det en fredagskväll när jag själv orkar knappt skriva det ens!


Så jag firar fredagen genom att säga som Lindasmycken gjorde:

Live simply Love deeply

Yes, we complicate life too much sometimes. Ain´t we?

Som helgen t.ex VILA, punkt, slut!

(Fot. Lindasmycken)


Co ja miałam takiego powiedzieć?

Chyba coś o jakimś ważnym spotkaniu, które poszło dobrze w tym tygodniu.

I o innym, które wcale dobrze nie poszło, a mimo to przeżyłam.

Może nawet o tym, że jestem trochę chora i robię NIC, żeby szybciej wyzdrowieć (i zdaje się, że powoli działa!)


I myślę tak sobie, kto by miał w piątkowy wieczór siłę o tym czytać, jeśli ja nie mam nawet siły tego napisać?


Dodam zatem piątkowi trochę piękna i sensu poprzez piękne słowa i obrazek od Lindasmycken, mojej ulubionej manufaktury bransoletek z przesłaniem.


Live simply Love deeply / Żyj prosto Kochaj głęboko

 

Tak, bo chyba za bardzo czasem komplikujemy rzeczy proste i oczywiste.

Jak weekend np. ODPOCZYNEK. Koniec i kropka!


Love and peace within!   




Av Kasia - 17 februari 2015 17:19

Śmiejemy się często z facetów i przedłużania męskości w postaci sportowych aut, dużych psów, apartamentów, i czym tam jeszcze się teraz tę męskość przedłuża.


Wpadło mi do głowy niedawno pytanie czym kobiety historycznie powiększały swoją kobiecość.

Mimo, że zwykle tak się tego nie ujmuje i aż tak bardzo nikt się z tego nie śmieje. Aż do dziś!

Haftowane obrusy?

Wysprzątany dom?

Grzeczne dzieci?

Popisowe dania i wypieki?


Brzmi znajomo?


A oczy przymyka tylko, gdy śpiesznie nakłada cień na powieki...

Rumieniec szczęścia udaje mgiełką rózu na policzku.

Zadziwienie nad życiem fałszuje cielistą kredką pod linią brwi...


Taką kobietą być nie chcę.

O autentyczność mi się rozchodzi. O człowieczeństwo!


Love and peace within!   

Av Kasia - 16 februari 2015 14:58

Dostałam dziś odmowną odpowiedź w ważnej dla mnie sprawie.

Syn, 6 lat, mówi: i tak cię nigdy nie kochałem...

A ja myślę intensywnie, co zrobić z resztą mojego życia.

Mimo, że mam na jutro coś ważnego do skończenia.

Gdzieś jednak tli się we mnie niegasnąca pewność, że jakoś się to wszystko ułoży, podczas kiedy ja razem z tulipanami popatrzę na pięknego, kwitnącego obok mnie amarylisa...

 

Idag fick jag redan på en tråkig nyhet.

Sonen, 6 år gammal, säger att han ändå aldrig älskat mig.

Och jag tänker intensivt på vad jag ska göra med resten av mitt liv.

Dessutom har jag en deadline imorgon.

Någonstans litar jag ändå på att det kommer lösa sig för mig medan jag tillsammans med tulpanerna fortsätter att glo på den vackra amaryllisen som blommar här intill mig...


Love and peace within!   

Av Kasia - 14 februari 2015 02:11

Miałam zepsuć walentynkowe powietrze i napisać o tym, że czasem mówimy, że kochamy... z przyzwyczajenia, z rutyny. Nie zastanawiając się, czy ta miłość jest nadal aktualna.

Że nie poddajemy swoich uczuć i przywiązań rozrachunkowi? Nie EGZAMINUJEMY ich.

A może powinniśmy.

Bo wszystko jest w ruchu, prawie wszystko podlega zmianom. To dlaczego miłość ma być wieczna?

Niezmienna? Do końca życia?

Nawet, jeśli dziś mówimy "kocham ten film", może jutro lub za dwa lata nie będzie robił na nas takiego wrażenia? A to tylko film. A nie drugi człowiek, żywa istota, która cały czas ewoluuje, zmienia się, tak samo  jak Ty i ja.

A mimo to się kocha. Się trwa. Najczęściej.

Tanken var att just idag ifrågasätta vår vana att ta kärleken för givet. Utan att ofta och ärligt ställa sig frågan om den fortfarande är aktuell. Eller iaf likadan som vi minns den? Likadan som den var när den kom...

För allt är i rörelse, allt förändras. Varför ska då kärleken vara evig?

Oföränderlig? Orubblig?

Säg "Jag älskar denna film" idag. Imorgon kanske, eller om två år är inte den känslan lika stark. Och det är bara en film. Vad ska man då säga om känslor till en annan människa, som ständigt förändras, utmanas, formas om?

I Sverige är man duktigare på att ta tempen på kärleken, i överlag. Kanske tom lite för snabb för att dödsförklara den. Vad vet jag.

 

Miłość codzienna do drugiego człowieka jest jak obieranie groszku....

Dużo trzeba się napracować, dużo znieść, dużo plew odrzucić...

Vardagskärleken är som att skala gröna ärtor....

Det kräver mycket arbete och tålamod. Man kan behöva gå igenom mycket skit...

 

żeby wyłuskać to, co najcenniejsze, najsłodsze, życiodajne...

för att få känna smaken av det godaste, dyrbaraste, berikande...

Czy świadomie decydujemy, że zawsze warto?

Vet vi alltid skillnaden på vad som är vad? Hur ofta funderar vi på det?


...Nie mówię, żeby kwestionować miłość.

Mówię, żeby się jej przyglądać z podziwem i nie uważać za WIECZNĄ z definicji.

Na Wieczność trzeba pracować jak Wariat (oba przez duże W!!!).

Ale nigdy w pojedynkę...

 

Jag menar inte att ifrågasätta kärleken.

Jag vill bjuda till att titta på den med förundran MEDAN den varar. Istället för att låta den slockna. Bara sådär, medan vi gjorde något annat.

För den eviga kärleken måste man jobba som en galning!

Men kom ihåg en sak: aldrig får man kämpa ensam för det i ett förhållande.

Till M.


Love, love and love within!       


Av Kasia - 13 februari 2015 09:45

Wczoraj był Tłusty Czwartek.

W Szwecji obchodzi się Tłusty Wtorek, w przeddzień Środy Popielcowej.

Że się wtedy je semle (kardamonowe bułki napełniane masą migdałową/marcepanem i bitą śmietaną) to już odpowiednie, bardziej rzetelne źródła doniosą. I na pewno będą piękne zdjęcia :)


Ja - zgodnie z profilem tego bloga - chciałam napisać kilka słów o czymś mniej przyjemnym ;)

O czasie między Świętem Trzech Króli a Ostatkami.

W Szwecji ten okres nazywa sie OXVECKOR, czyli w przybliżeniu bawole tygodnie. Najciemniejszy, najzimniejszy i najcięższy okres w roku. Bez świąt i przerw w pracy. Tylko okra i orka. W protestanckiej szwecji okresu Postu Przedwielkanocnego nie uznaje za czas wyrzeczeń i katuszy, dróg krzyżowych i gorzkich żali. To czas jaśniejszych dni, nadchodzącej wiosny, roztopów i zakończenie bawolich tygodni.

 

Piszę o tym, bo bardzo wyraźnie odczułam przytłączający ciężar bawolich tygodni w tym roku. Mroczny i ciężki czas dla mojej tutejszej rodziny, czas prób i tłumaczenia sobie, że szczęście i spokój nie leży poza nami, tylko w nas.

W takim stanie umysłu można podnieść najcięższy ciężar.

Ale czy na pewno? I jak długo?

 

Za progiem weekend. Dziś cudowny piatek trzynastego, jutro święto miłości (lub czerwonych serduszek???) więc głowa do góry bawole, mówię sobie! i Wam, którzy też tak czujecie - bez urazy, oczywiście!   

 

Igår var det fet-torsdagen i Polen. Jag berättar aldrig hur många polska munkar jag fått i mig. Det var iaf mer än en!

Här ovanför skrev jag några ord för Polacker om oxveckorna, den tunga perioden mellan trettonhelgen och fettisdagen som lider mot sitt slut. Och i år kan jag verkligen säga, att den lider, att jag LIDER, och den SUGER!
Det var en tung tid för familjen och med allt som snurrar omkring, min tillfriskning och långsam återgång till arbetet, ganska… utmattande och utmanande.
Så jag blir så glad att tänka att den snart ska ta slut.
Det är verkligen dax för ljusare dagar.
För jag har hållit mig levande med tankar om att lycka och ro kommer inte utifrån, det ska man “odla” inom sig.
Men räcker det i alla stormar? Och hur länge i så fall?
 
Så jag säger till min inre oxe, och till er andra oxar där ute - HÅLL UT LITE TILL! Och trevlig helg!

 

Love and peace within!   

 

 

Av Kasia - 12 februari 2015 22:01

Ostatnio było i o kąpieli, i o tańcu. A właściwie jak zawsze, o życiu.

Nie udało mi się sprowokować nikogo do dyskusji na temat naszej siły sprawczej w naszym własnym życiu, może ciężki czas, zimno, ciemno, pączki trzeba lukrować, lub wcinać...

Ale przypomniało mi się powiedzonko stare, że w życiu trzeba być jak kaczka, na powierzchni niby spokojna i niewzruszona, a pod wodą przebiera płetwami co sił, do celu.

Taki trochę UNDER COVER, albo po naszemu z-cicha-pękł.


To nie do końca mój styl. Mój styl to tańczyć tak, jakby nikt nie patrzył (to prawda, mam świadków!)

A tu, proszę spojrzeć, są kaczki, które nawet kąpią się tak, jakby nikt nie patrzył!

W samym centrum Sztokholmu! :)

I koło chwilowo się zamknęło!


På senaste tiden skrev jag både om bad och om dans. Eller egentligen så var det om livet, förstås.

Det blev inte mycker diskussion om den där dansen och dansaren (livet själv!) men det var inget enkelt ämne, sådär mitt i veckan.

Men jag kom att tänka på ett gammalt ordspråk istället, att i livet ska man vara som en anka, cool och oberörd på utsidan men vifta med fötterna som en galning under ytan, mot sitt mål.

Det är en liten UNDER COVER aktivitet liksom.

Inte min stil direkt. Jag är mer den som dansar som om ingen tittade på (seriöst, jag har vittnen!).

Och så såg jag dessa ankor igår, som badade mitt i Stockholm,  mitt på blanka dagen, som om ingen tittade på.

Och så plötsligt hängde allting ihop en liten stund igen :)


Love and peace within!     

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Ovido - Quiz & Flashcards